X-Men Geneza: Wolverine

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Marvel to firma z klasą. Po wielu latach walki z DC to oni zdołali naprawdę wyśmienicie odświeżyć swoje serie, wprowadzając linię Ultimate. Ponadto z hukiem weszli do Hollywoodu, wydając nowe adaptacje filmowe, które odnosiły praktycznie same sukcesy. Jako przykłady można wymienić Spider-Mana, cykl X-Men czy film Iron Man, które to pomimo całkiem sporych odstępstw od “kanonowej” linii fabularnej zdołały przypaść do gustu nawet ortodoksyjnym fanom (no dobra, tu być może jestem nazbyt optymistycznie nastawiony).

Obecnie w kinach można obejrzeć film zatytułowany “X-Men Origins: Wolverine” (w polskim tłumaczeniu artystycznie podmiono ‘Origins’ na ‘Geneza’), który, jak można łatwo wywnioskować, ma za zadanie opisać początki chyba najpopularniejszego z X-Menów, czyli właśnie Rosomaka.

Od razu przyznam się, że filmowa adaptacji postaci Logana przypadła mi do gustu. Bohater z bogatej rodziny żyje sobie w spokoju, aż dochodzi do tragedii i Wolvie wraz z bratem odkrywają w sobie utajnione moce – są mutantami, którym po części bliżej do zwierząt, niż ludzi. Jako wyrzutkowie dostają się do szeregów amerykańskiej armii, początkowo po prostu walcząc jako swojego rodzaju elitarne jednostki, następnie zaś wchodzą w skład grupy złożonej tylko z mutantów, przeznaczonej do zadań specjalnych – czyli głównie najtrudniejszych egzekucji. Przedstawienie bojowych przeżyć z najważniejszych bitew ludzkości od czasu narodzin obu braci, to sceny, które mogą się podobać najbardziej z całego filmu.

Po kolejnym zleconym morderstwie Logan stwierdza, że nie może dalej uczestniczyć w tym okrucieństwie – odchodzi, by zamieszkać w swojej ukochanej Kanadzie, nawet znalawszy parę dla siebie.

Oczywiście, w pewnym momencie sielanka zostaje przerwana, a Wolverine przystępuje do doskonale znanej każdemu fanowi Marvela życiowej przemiany, by wreszcie wyruszyć w świat w poszukiwaniu zemsty.

Cała historia jest w sporej części zgodna z kanonem komiksowym, a dodatkowo przedstawiona jest bardzo atrakcyjnie. Film przekazuje portret Rosomaka nie jako zgorzkniałego, starego twardziela, który widział już wszystko, ale człowieka, którego życiem targają same tragedie.

Trzeba jednak zarzucić filmowi, że scenarzyści próbowali najwyraźniej wcisnąć do niego aż za dużo materiału – to, co przedstawiłem, jest w zasadzie tylko rozbudowanym wstępem, a gdy dochodzi do prawdziwej akcji, to zasuwa ona naprawdę szybkim tempem. Nazbyt prędkim – trochę wątków zostało dość dramatycznie skróconych bądź/i uproszczonych. Mimo wszystko, fabuła daje radę, nawet jest ładnie zespolona z kinowymi X-Men.

Jeśli chodzi o grę aktorską i efekty specjalne, to w zasadzie nie mam zastrzeżeń – chociaż Hugh Jackman nie jest według mnie idealnym odtwórcą roli Wolviego, to wczuł się w niego i robi to dobrze. Reszta obsady, tak jak i efekty specjalne, też nie zawodzą, nic nie jest kiczowate, a szpony Logana sprawiają naprawdę potężne i groźne wrażenie.

Cały film jest dobrą rozrywką – szybką, efektowną, ale też na tyle rozbudowaną fabularnie, że osoby nieobeznane z uniwersum Marvela mogą się weń pogubić. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach filmu (jeśli takowe powstaną, bo nie jestem pewien, jakie są założenia cyklu Origins) akcja będzie toczyła się wolniej i mniej wielowątkowo, a co za tym idzie, też trochę sensowniej.

Z perspektywy fana marvelowskiego uniwersum i postaci Rosomaka - polecam. “Wolverine” to przyjemny kawał rozbudowanego kina akcji. Można było go zrobić trochę lepiej, ale mimo wszystko to kolejna udana adaptacja komiksu.

Info: Artykuł pochodzi z serwisu dRaiser's helloworld i został tutaj umieszczony przez autora.

Zwiastun:

Ja jedynie mogę narzekać na pewne niedociągłości fabularne, jeśli próbujemy najnowszego "Rosomaka" zestawić z pierwszą trylogią X-Man - to już niestety kwestie techniczne, na które niewiele można poradzić...

Dodaj komentarz